Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

współzawodnictwo między niemi było bardzo żywe. Gdy po południu spotkawszy się w ulicy, Bołtuszewski zaczepił towarzysza zapytaniem o Sykstusa, ten aż drgnął z niecierpliwości i gdyby ukąszony, krew mu twarz oblała.
— Co on tam skrewił jegomości? — zapytał Bołtuszewski.
— Skrewił? co! dla czego miał skrewić! — ofuknął stary — nie chcę go, nie potrzebuję, i kwita, negus jest i niezdolny.
— A no! gadaj to komu chcesz! — zaśmiał się drugi. — Coś zmalował?
— Nic nie zmalował! nic — gniewnie rzekł Żółtkiewicz — odprawiłem młokosa, abyś go sobie asindziej wziął. Bierz, bierz. Dobranoc.
I tyle się tylko dowiedział. Nazajutrz postanowił go na spytki dobre wziąć, choćby z pomocą żony, bo go ta tajemnica korciła.
Gdy Sykstus nadszedł, Bołtuszew-