Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeszcze wczoraj położyłem go na stole.
Mecenas począł chodzić.
— Nie mogę powiedzieć — odezwał się po chwili — że jestem z waćpana nie kontent, tak, z chęcią to wyznaję, bo co słuszna, to słuszna. Nie zwykłem psuć młodzieży pochwałami, ale waćpanu muszę oddać sprawiedliwość.
Sykstus ukłonił się nizko.
— Pochodzisz asindziej z dobrego, niegdyś zamożnego rodu — rzekł mecenas — Pan Bóg darów nie poskąpił, pilność przykładna, w kancelarji nabrałeś już radymentów nauki, czas by było na szerszy świat wyjrzeć, praktyki nabrać, ludzi zobaczyć i myśleć o przyszłości, której tu będzie znaleźć trudno. Uwzględniając jego pracę w mojej kancelarji i uczciwe prowadzenie się pańskie, mam zamiar asindziejowi dopomódz do dalszej krescytywy.