Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Któż tam was zrozumie! kto zrozumie! — począł podczaszy, ruszając ramionami. — Dajmy już pokój temu, a ja ci chorążego rekomenduję i radzę go poznać bliżej.
— Ależ tatko jeszcze o jednym zapomniał — ozwała się Ewunia.
— Naprzykład?
— A no, przecież pan Dydak Przyrowa także wart przynajmniej tyle co Machcewicz — poczęła Ewa coraz weselej. — Głuptaszek boży to prawda, nie ładny, słowa nie ma, ale chłopiec dobroduszny, no, i gdyby go sobie panna Marta nie zamówiła, możebym wybrała z biedy, przynajmniej by uśmiechał się, szeplenił komplementa, a baćbym się go nie potrzebowała.
Ojciec zmilczał, pierwszy to raz w życiu, córkę wyzwawszy na słowo, widział ją tak rezolutną, śmiałą i surowo sądzącą o ludziach. Przeląkł się nieco, zadumał. Ewunia na-