Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trząc na siebie, to na odjeżdżającego chorążego.
— Patrz — rzekł pisarzewicz — licowy podsobny brzydko się ściąga, aż krwawi, a ot! jedną nogę z bólu do góry niesie i kula. Dyszlowy jeden niezły, drugi wywloka. Czwórka licha warta, a przecież od nas obu wprzódy zajedzie przed ganek i umie zatoczyć, wyda się to w oczach podczaszanki niezgorzej.
Westchnął.
— Czyżby ten o naszym pączku, o tej różyczce śmiał pomyśleć — odezwał się z oburzeniem Walek — o! do kata! toćby już tego było zanadto! Stary wybój taki, do tego goły, familja nie osobliwsza, on niepokaźny.
Ramionami ruszył, zadumali się obaj, potem spojrzeli sobie w oczy bystro. Szczepek był zamyślony, Walek się już śmiał, położył mu rękę na ramieniu.