Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go słabość. Nakrzyczała nań, bo już bez tego być nie mogło, ale koniec końcem zrobiła o co prosił. Nawet garbus, który cały świat nienawidził, ujęty łagodnem, braterskiem obejściem się z sobą Sykstusa, kochał go i poprzysiągł mu przyjaźń wiekuistą. Pod tym względem Warka był, można powiedzieć, szczęśliwy, bo go niemal wszyscy lubili, a wesoła i piękna pani Bołtuszewska, usilnie życzyła mężowi, aby go przeciągnąć do swej kancelarji.
W parę dni po opisanych wypadkach zapustnych, w niezwykłej wcale godzinie, właśnie gdy Syktus zajęty był bruljonem powierzonego mu pozwu, Wawrowa otworzyła drzwi kancelarji i zawołała:
— Pan Sykstus, do jegomości.
Sykstus podniósł głowę, ale już owo zjawisko znikło, włożył więc pióro za ucho i poszedł na przeci-