Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Reformat pocałował go w ramię, zasiedli więc przy stole.
— A jeśli już z łaski swej — rzekł — dopuścicie ubogiego sługę do rady, toć dodam. Aby wam troski się ujęło, na co dziecię długo w domu trzymać, gdy je Pan Bóg matki pozbawił. Trafi się uczciwy człowiek, z substancją, z imieniem, z głową, o co podczaszance nie trudno, oddajcie mu ją.
Podczaszy westchnął głęboko, łzę otarł płynącą po twarzy.
— Ojcze mój — rzekł cicho — dobrze to wam mówić! ależ czem się stanie dom mój sierocy, gdy mi tego jej srebrnego głosiku i tej twarzyczki uśmiechniętej dziecięcia mojego nie stanie. Jak ja bez niej wyżyję? Ona dla mnie żywem wspomnieniem nieboszczki mojej, tego anioła, którym się tak krótko cieszyłem, ona mi wszystkiem.
Zapłakał stary, aż zaszlochał.