Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I cóż? jakże? mów pan! spytał Skalski — co robił?
— Nic — chodził, a chodził jak się zdaje do mogił ubogich, przynajmniej tameśmy go spostrzegli.
— Proszę, mogiły ubogich! osobliwsza rzecz! powtórzył aptekarz, w tem wszystkiem jest tajemnica, jest...
— Jest! dodała aptekarzowa.
Dzieci zaczęły się tembardziej śmiać, że rodzice brali rzecz na seryo. Szurma przypomniał sobie Walka, który zły pędził ku miastu, pożegnał towarzystwo i odszedł.
Ale właśnie, w chwili, gdy Skalscy mieli idąc dalej mijać wrota cmentarza, naprzeciwko nich, zjawił się ów wielki, ów tajemniczy nieznajomy.
Od czterech tygodni nie mówiono o niczem w miasteczku tylko o nim, dlaczego? dlatego zapewne, że nie miano się czem lepszem zająć — jednak państwo Skalscy widzieli go tylko zdaleka, a żadne z nich nie miało wyobrażenia o twarzy, której nader byli ciekawi.
Nieznajomy wymknąć się im tym razem nie mógł, droga była jedyna i dosyć wązka.
Rogera i Idalią mało to obchodziło, jak mówili, ale starzy nie taili się wcale z tem, że radziby go zobaczyć.
W milczeniu zbliżano się z obu stron. Nieznajomy mężczyzna spostrzegł zdala idących, i obrachował się tak, aby mijając ich, głowę obrócić w stronę przeciwną, nie dając im dojrzeć swej twarzy. Napróżno Skalski wyciągał szyję, sprawdził tylko skromny nader ubiór przechodnia, nic więcej.
Odszedł już był kilkanaście kroków, gdy młodzież śmiać się zaczęła, a pani zawołała:
— Otożeśmy się wiele dowiedzieli, nawet nam nosa nie pokazał!
— Niósł w ręku bukiecik kwiatów, pewnie na grobie urwany! hm! rzekł Skalski, ma to swe znaczenie, maluje usposobienie człowieka.