Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Uspokój się — rzekł Walter, nikt nic nie wié, wszyscy poumierali, dzieci szlachta, ty masz majątek ziemski, a że w mogiłach śpią, ci co z głodu pomarli, o! im tam lepiej, niż tu tobie!
Skalski nie mówił nic, był jednak niezwyczajnie rozbudzony, a oczy jego szukały w twarzy Waltera jakiegoś śladu podobieństwa, przypomnienia, którego znaleźć nie mogły.
— Ten umarły przyjaciel pański, rzekł w końcu — plótł bajki niedorzeczne.
— Być może! smutnie dodał Walter, ja nic nie wiem.
— I nikt nic nie wie, a mnie... mnie się spać chce, wzdychając dokończył aptekarz.
— Otrząśnij się z tego snu, zaśniesz tak nim na wieki — odezwał się doktór.
— No — to dobrze i bądź spokojny, szepnął aptekarz — wszystko skończone, wioska kupiona, apteka zlikwidowana, syn baron, a córka wyjdzie za mąż za doktora Waltera, który ma milion.
— Jakto, za mnie? spytał doktór.
— A! otwierając oczy. zawołał Skalski, to waćpan jesteś doktór Walter?
Znowu przytomność i pamięć znać tracił.
— Niech się z nią ożeni, przymykając oczy zwolna, jak przez sen mówił dalej aptekarz, to ładna dziewczyna, on stary, nie pożyje długo i zapisze jej wszystko.
Aptekarz po gwałtownem wzruszeniu już drzemał znowu.
Wtem szelest sukni jedwabnej i szybki krok w sąsiednim pokoju, oznajmiły przybycie panny Idalii, która zaledwie wróciwszy do domu, dowiedziała się o doktorze i śpieszyła na bojowe swe stanowisko.
Z podziwieniem zastała ojca na wpół uśpionego, a Waltera, siedzącego nad nim, ze smutną twarzą pełną litości.
— Ojciec się zdrzemnął.
— Nie — pani — chory jest.