Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zakryte w krzakach, z którego altanę widać było i siadł, czekając, aż się niewieścia ukaże postać.
W takiem położeniu chwile stają się godzinami, wiekami godziny. Patrzał i patrzał na zielone żaluzye, które stały zamknięte. Tym czasem mgły zwolna podnosić się zaczęły, niebo osłaniać chmurami, a słońce kiedy niekiedy okazujące się z za obłoków, piekło jak w południe. Podniosło się już było dobrze nad horyzont; a od strony ogrodu nie było znaku życia. Walek sam nie wiedział już czy oczekiwać dłużej, czy powracać? Nie był pewnym, czy hrabianka przyjść zechce i będzie mogła bezpiecznie...
Wtem gdy tak rozmyślał nad istotnie przykrem położeniem swem, usłyszał szelest, spojrzał na okno, żaluzya zwolna odsunęła się, ale zamiast twarzyczki którą by był Luziński w niej rad zobaczyć, ujrzał ze zgrozą i trwogą wąsatą twarz du Vala, który stał w koszuli w otworzonem oknie, wyciągał się i przeraźliwie ziewał.
Zdawało się z ubrania tego, iż Francuz noc przepędził dla chłodu w altanie. Rozglądał się do koła oknem. Chociaż Luziński pewnym był prawie, że go zobaczyć nie może, przeląkł się wszakże i widząc, że już nie ma na co czekać, zabierał się do odwrotu. Nie był on jednak do wykonania łatwym, gdyż pomiędzy krzakami obrastającemi groblę były przerwy, a rowem iść i mokro było i trudno drzeć się przez gąszcze.
Du Val, jakby na złość, stanąwszy twarzą do grobli, nie ruszał się, rękami wziął się w boki i myślał zapewne o niebieskich migdałach, gdyż głowę zwiesił i stał jak słup. Potem począł świstać jakąś piosnkę, potem siadł sobie w krześle pod oknem i zdawało się, że tak pozostanie może przez pół dnia, gdyż widocznie nic pilnego do roboty nie miał.
Luziński klął własne zuchwalstwo, ale co było począć? siedział obawiając się nawet ruszyć, gdyż był tak blizko altany, że najmniejszy szelest mógł go zdradzić.