Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ło. Całą nadzieję pokładano w panu Mamercie, który nocą miał przybyć dla widzenia się z temi panami.
Pan Mamert Klaudzyński mimo iż zdawał się pozyskanym sprawie hrabianek i ich improwizowanych konkurentów, lękał się cienia podejrzenia, któreby go na zemstę hrabiny i du Vala wystawiło. Z baronem komunikował się z nadzwyczajną ostrożnością i rzadko. Kartki, któremi z sobą korespondowali patryarchalnym sposobem, ze starych romansów zapożyczonym, kładły się w dziuplę dębu, który stał nad grobelką między zwierzyńcem a ogrodem. Jedna z takich, zmienionym charakterem pisanych, oznajmywała właśnie, iż w nocy pan Mamert stawi się dla rozmowy pilnej u furtki ogrodu w Bożej Wólce.
Reszta dnia przeszła bardzo cicho, gospodarz polecił, aby ludzie zwracali baczną uwagę na to, czy kto z Turowa pod pozorem jakiego interesu się nie wśliznie i aby mu zaraz o tem doniesiono. Do wieczora wszakże nie pokazał się nikt, a dawno przed umówioną godziną znajdowali się już u furty i baron Helmold i Luziński. Oba milczący musieli obrać sobie stanowisko w kątku zacienionym, gdyż jak na złość, księżyc w pełni świecił jasno i jak we dnie było widno.
Niecierpliwość już brała nie tyle galicyjskiego barona, co podraźnionego Walka, gdy wśród krzaków pokazał się przesuwający ostrożnie człowieczek, który tak dostał się do nich zręcznie, iż go promień księżyca nie musnął.
Pan Mamert miał na sobie ubiór niezwykły, a postać tak potrafił zmienić i wykoszlawić, iżby go z niej najlepszy przyjaciel nie był poznał.
Wszyscy trzej wsunęli się w gąszcz niewielką, a oczekujący opadli Klaudzyńskiego z niecierpliwością wielką, dopytując się, co słychać.
— Otóż źle słychać, zawołał stłumionym głosem Mamert, jest rzeczą pewną, że ktoś zwietrzył i wydał nas. Gdy mówię nas, nie tycze się to mnie, ale panów, bo zdaje się, że o mnie jeszcze nikt nie wie.
Wczoraj rano zawołano mnie do pokoju hrabiny,