Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nych w powietrze kotłem pary, zgniecionych wozami na szynach. Ale wielkie rzeczy gotują się światu nowemu, na który my (uderzył się w piersi), my wojujem i pracujem.
— A! — zawołał Mylius, rozumiem, tylko nie widzę gdzie jest szczęście?
— W urzeczywistnieniu idei wielkiej.
— A życie? rodzina? serce?
— Życie, serce, rodzina! — rzekł Szurma z okiem wlepionem w ziemię, idą na ofiarę.
— Nie umiem jeszcze rozwiązać, czy to bohaterstwo, któremu trzeba przyklasnąć, czy w nowej postaci egoizm. Ale, ponieważ mówimy o tem, dodał, pozwól mi pobawić się w przypuszczenie. Więc tak naprzykład, ktoś jak wy, kocha się, jest kochany.
Inżynier brwi zmarszczył.
— Kochany doktorze, rzekł, wpadasz w fizyologią.
— Sprawa serca.
— Nie, temperamentu! — zawołał Szurma.
— Jakto? w serce nie wierzysz...
Szurma zadrżał i cicho dodał:
— Zaprzeć się go muszę, wszystko dla idei.
— Serce jedno i dwoje i cudze serce i szczęście cudze...
— Szczęście, przerwał ironicznie inżynier, cóż to? chwila!... idea jest nieśmiertelną.
— Tak, dopóki druga ją nie obali.
— Gruzy będą nieśmiertelne, bo tamtej za podstawę posłużą.
Na tem skończyła się rozmowa, doktór posmutniał.
— Bawmy się w przypuszczenia, rzekł, a gdyby znalazła się kobieta majętna, niezależna?
— Ale mój doktorze, cóż bo ci dziś z temi kobietami?! kobieta milionowa jest nieszczęściem i chorobą dla człowieka czynu i idei, bo ona go odrywa, ona go osłabia, ona go przywiązuje do siebie, gdy żyć powinien tylko dla... idei.
— Ty znów dziś z ideą wojujesz...