Valowi nawet. Emma mimo zwykłej swej melancholii, nie dawała poznać po sobie, że cierpi. Luis sarkastycznym się stał i cierpkim. Baron udawał obojętnego turystę. Śniadanie podane było na przepysznych srebrach i wielce wspaniałe. Iza ilekroć mogła upokorzyć tem pałac i Luisa, nigdy nieomieszkała. Du Val patrzał na te serwisy, jakby w myśli rachował, ileby za nie mógł wziąść, gdyby mu się do rąk dostały.
— Szkoda nam, że baron odjeżdża, śmiało i na złość bratu odezwała się Iza, ale po cóż się tak spieszyć? chyba że u nas bardzo nudno.
— O! pani! niezasłużyłem na tak straszliwe posądzenie, odparł baron, mais, entendons nous, ja wprawdzie wyjeżdżam, ale nie odjeżdżam. Język polski ma des nuances adorables (umyślnie to znać dodał po francuzku, aby lepiej dowieść). Wyjeżdżam z Turowa, dodał, ale nie odjeżdżam z tych stron. Najprzód będę u familii dla interesów, potem chcę się jeszcze pokręcić po okolicy.
— Słyszysz Luis! dodała Iza złośliwie nieco, ale na pozór bardzo naturalnie. Baron nam obiecuje powrócić.
— Jestem z tego niezmiernie szczęśliwy, rzekł, uśmiechając się hrabia.
Du Val szepnął po cichu:
— Niechby go diabli wzięli.
W tej chwili baron spojrzał na Emmę, spotkał jej wzrok i otrzymał jakby cień nadziei. Emma nie chciała zrywać zupełnie.
— Więc pan teraz jedzie do familii, spytała Iza.
— Tak pani, ale wprzódy pożegnam pana Bogusława w Bożej Wólce.
Du Val i Luis spojrzeli na siebie.
— Kiedy tak, odparł młody hrabra, to pan baron jeszcze nie możesz powiedzieć, ani kiedy, ani dokąd pojedziesz. Wólka znana jest z tego, że nie łatwo gości puszcza i często zmienia ich plany podróży.
Baron nic nie odpowiedział.
— A rodzina pańska daleko ztąd? — zapytała Iza.
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/301
Wygląd
Ta strona została skorygowana.