matka mi kazała przynieść książkę, zaniosę jej, powiem dwa słowa i jestem nazad.
To mówiąc, rzucił się ku drzwiom i znikł, Helmold popatrzał za nim z uśmiechem, widział, że z nim grano komedyę, ale potrzeba było w swej roli zostać do końca.
Luis wbiegłszy na górę, usłyszał w przedpokoju rozlegający się głos hrabiny i szlochanie Manetki, domyślił się łatwo sceny. Wejść, czynie, wahał się chwilę, ale czasu nie było do stracenia, otworzył drzwi.
Mania we łzach cała, klęczała na posadzce, hrabina stojąc nad nią, rozwścieczona jak furja, straszna, zdawała się grozić jej ściśniętemi pięściami. Na widok syna krzyknęła: — Precz i wskazała mu drzwi, ale Luis nie usłuchał rozkazu i wszedł blady, ale na pozór nieporuszony.
— Precz! mówiłam ci, powtórzyła matka.
— W tej chwili rozkazu spełnić nie mogę, rzekł chłodno Luis. Mama się niepotrzebnie unosi, na cały dom słychać krzyk, a ja mam oprócz tego pilną sprawę.
Mania klęcząc na ziemi, płakała.
— Powtarzam jeszcze, idź i nie śmiej mi się mięszać do tego co ja robię.
— Ja się nie mięszam wcale, odparł Luis, ale tylko nawiasowo przychodzę powiedzieć, że bądź co bądź, choć pogniewaliśmy się z sobą, ja Mani nic zrobić nie dam. Wie mama, że ja co postanowię, to dotrzymam. Mania nie jest nic winna, prócz, że mi w ostatnich dniach nadto kokietowała barona, ale baron wyjeżdża po śniadaniu u panien. Otóż co mamy zrobić z tem śniadaniem?
Hrabina zgrzytnęła tylko zębami, rzuciła na syna okiem nie matki, ale rozgniewanej kobiety i wskazała znowu drzwi:
— Precz.
— Pozwoli mama, że ja znów widząc ją tak rozgniewaną, Mani tu nie porzucę. Chodź Manetko, chodź!
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/297
Wygląd
Ta strona została skorygowana.