Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



ROZDZIAŁ X.

Gdy wielki kataklyzm jaki przygotowuje się na ziemi, instynkt wszystkich stworzeń, których on życiu zagraża, czyni je niespokojnemi. Jeszcze niebo jest wypogodzone, wody wygładzone, powietrze łagodne, żadnej chmurki na horyzoncie, a już ptastwo lata niespokojne, zwierzęta się chowają, stada dzikich stworzeń biegną same niewiedząc dokąd, duch śmierci i zagłady niewidzialny, wionął po nad niemi. Coś podobnego na bardzo drobną skalę działo się w Turowie, gdzie wszystko szło najzwyczajniejszym trybem, nic nie zwiastowało gwałtownych przemian, a przecież hrabina, du Val, Manetka, don Luis, chodzili wszyscy jak powarzeni, coś przeczuwali, śnili o czemś, czegoś się lękali. Widmem, które ich z uśpienia zbudziło, był niezaprzeczenie baron Helmold, który choć doskonale grę swoją maskował, wszystkim był jednak podejrzany. Nie można mu było zarzucić, żeby się starał widocznie o którą z hrabianek, lub gwałtownie do nich cisnął, owszem, zdawał się więcej zajmować żywą Manetką. Hrabina niezmiernie by temu była rada, gdyby na seryo uwierzyła — ale znowu Luis, chociaż go to obchodzić nie było powinno, widocznie wpadał w zły humor, gdy Francuzka zbyt poufale, naiwnie niby, zbliżała się do barona Helmolda. Du Val chodził zamyślony lub znudzony. Pomimo, że Luis dość nawet jasno, i zrozumiale pozbyć się starał z domu barona, gość udawał, iż się tego nie domyśla. Na wsi odwiedziny dłuższe są we zwyczajach, urozmaicały je wycieczki do Bożej Wólki. Z całego dworu, młode hra-