dusza odpoczywała, fantazya, jak dziecię co się wybrykało, twardym snem leżała spowita.
Gdy się pan Walenty obudził, słońce i pani Pauze oddawna już wstały — ruch był w domu zwykły, trzeba się było spieszyć na kawę do gosposi, której grzeczność jeszcze Luzińskiemu była potrzebną. Ubrany zbiegł, przepraszając tym razem znowu zapuchłą panią Pauze. Jóźka nie zawołana przyszła z kawą.
— Zkądżeś pan tak późno wczoraj do domu powrócił? spytała kwaśno jejmość.
— A nie wydasz mnie pani?
— Cóż to za sekreta?
— Poznałem się wczoraj w tym nieznajomym, który mnie u siebie zatrzymał.
Pani Pauze spojrzała jakby niezupełnie dowierzająco.
— Słowo pani daję. Jest-to bardzo uczony człowiek — dodał Walek, a dom jego wygląda na bibliotekę i muzeum.
— Cóż to za jeden?
— Stary doktór, odpowiedział Luziński, więcej nie wiem.
Pani Pauze głową kiwała.
— Musi być bardzo bogaty.
— Nie żonaty? naiwnie spytała gospodyni.
— Nie żonaty, bez familii, cały zatopiony w książkach.
— Widziałam go zdala, nie wydał mi się tak starym.
— Ale ma lat pewnie pięćdziesiąt, choć się dobrze trzyma.
— To by się jeszcze mógł ożenić — szepnęła pani Pauze po cichu.
Kobiety w ogóle, w mężczyźnie widzą tylko męża, — ci co się na mężów nie zdali, są jak puste orzechy na śmiecie.
Walek przypomniawszy sobie, że powinien być na przedmieściu rano, porwał prędko za kapelusz, po-
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/202
Wygląd
Ta strona została skorygowana.