Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale cóżby wam szkodziło biednego pocieszyć? — rzekł Walek pokorniej.
— Czem pocieszyć? że ma nędzarzy w rodzie i przeklon!... A choćby i ojca znalazł, pewnie się nim nie rozraduje, jeśli będzie Luziński. Bo już tak wola Boża chciała, aby co Luziński, był nieszczęśliwy, albo...
Tu urwał nagle.
— Idźcie no z Bogiem, idźcie — dodał.
Przez cały czas rozmowy, z alkierza twarzyczka bladego dziewczęcia patrzała, wlepionemi w Walka oczyma.
Dziad był widocznie zniecierpliwionymi chciał się ino pozbyć natręta, ale Walek nie odchodził, na szczęście, czy na biedę, z gromadzących się chmur w tej chwili lunął deszcz, jak z wiadra i raz po razu łysnęło okrutnie, a grzmot szeroko, hucznie rozległ się pomiędzy wzgórzami.
— A! mój ojcze, nie wypędzajcie mnie w taką ulewę — rzekł Walek — przysiądę a ławie i przeszkadzać wam nie będę.
Stary ruszył ramionami i zaśmiał się gorzko.
— Jak to nie będziecie przeszkadzać? — zawołał — dosyć byście siedzieli, to mi w chacie obcego człowieka czuć i jam nie swój. Siedźcie, kiedyście przyszli na biedę, ale dajcie mi pokój z Luzińskim, kiedybym ja sam rad zapomnieć, że się Luzińskim nazywam.
Uparty Walek zmilczał, ale po chwili szepnął:
— Ojciec tamtego miał imię Marek.
— To co z tego? — odparł, odwracając szparko stary — albo to jeden Marek włóczy się po piekle? Marek! albo ja wiem; co się z Markiem stało? albo ja wiem?
— Ale był w waszej rodzinie Marek?
Dziad się odwrół od niego groźny.
— Z sąduście przyszli? hę? to mówcie, nie bierzcie mnie na wykręty. Wiecie, że był Marek, co wam do niego?
— Nie jestem sądowym i niewiedziałem, że jeden z waszych miał to imię, tylko wam powiadam co wiem.