Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dobrze wprzódy, nim prawo rozpoczęło się wykonywać i przybysze otrzymali rozkaz wyjścia za granicę, u hrabiego już wydane było rozporządzenie, ażeby obrachowano tych, którzy do miejscowéj nie należeli ludności i natychmiast się ich pozbyto. Hrabia znać ich i wiedziéć o nich nie chciał.
Litości, wyrozumiałości, pomocy, nie można się było spodziewać. Krzysia, co tylko miała i co sobie i mężowi od ust oderwać mogła, posyłała tym biednym. Żyli nią i z niéj. Ale w Lubachówce dawniéj i teraz niebardzo się czém dzielić było. Krzysia sprzedawała suknie, a na ostatku pierzyny i puch, jaki miała, dla nich spieniężyć musiała.
Dwie te cioteczne siostry, zamężne obie, powychodziły za parobków nietutejszych, ale, jak ich rodzice, przybyłych z Królestwa i, co gorsza, zbiegłych od powinności wojskowéj. Jedna z nich dwoje chorowitych dzieci, druga miała troje. Bracia, także żonaci, z małemi dziećmi, z których najstarsze nie miało lat dziewięciu, w tém samém byli położeniu.
Można wyobrazić sobie trwogę téj biednéj Krzysi, gdy, w miasteczku będąc, odebrała od siostry wiadomość, że lada dzień ich wszystkich wyprowadzą ztąd i wyrzucą.
Posłaniec dodawał, że chleba kawałka nie mieli skazani na wygnanie, ani grosza na drogę; że dwoje dzieci było chorych, a jeden brat skaleczo-