Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przysięgłabym, że tak jest — dodała wstając od stołu i zabierając filiżankę.
— Basia, patrzaj żebyś z kanapy nie upadła!... Niech tam p. Adolf jéj pilnuje!
Znowu przerwa nastąpiła mała w rozmowie. Siennicki się zadumał. Gryzła go kwestya mieszkania, któréj wedle planu nie mógł przyprowadzić do skutku. Gdy wdowa powróciła z filiżanką do niego, szepnął.
— Jakże? będziesz pani dla mnie nieubłaganą? Choć na miesiąc daj mi się pani schronić, wyniosę się późniéj, słowo daję.
— Ale, ale — odparła wdowa — słowo? czy to ja tych słów nie znam? Przecięż przez komornika pana Adolfa wyrzucać nie będę, a że wniosłszy się nie zechcesz się wynosić, to więcéj niż pewna... Ale! ale! Nie mów pan co nieprawda! Panna Aniela wiedziełaby zaraz, że brat jéj u téj przeklętéj kwoki Rusińskiéj zamieszkał, powiedziałaby, że ta go wciągnęła... Za nic w świecie!
Zasępił się pan Adolf...
— Pani litości nie masz nademną!
— Dałbyś pan pokój — wtrąciła Berta — pan wiesz, że mi go żal, że mu dobrze życzę, ale na ten raz... Mniejszaby o mnie, gdybym sama była... (tu pocałowała dziecię) o los Basieczki chodzi. Nie mogę!