Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Miał on swoje godziny. Czasem zapraszała tu hrabina w godzinie przedwieczornéj, niekiedy w powieczornéj godzinie, rzadko w rannych. Mały, zaciszny, strojny, lecz dla poufałych przeznaczony, odznaczał się szczególniéj rozmaitością siedzeń, krzeseł na kołyskach, pufów, taboretów i wygódek. Tu wisiały i stały portrety i fotografie mnogie. Kwiatów było pełno jak wszędzie. Szafa ślicznie oprawnych książek dawała mu fizyognomię biblioteczki... Na rzeźbionych tych wykwintnie bibliotekach stały biusta i naczynia etruskie...
Stolik, przy którym siedziała hrabina, zarzucony dziennikami i albumami, oświecony już był lampą, okrytą daszkiem nakształt wieńca kwiatów. Światło z pod niego płynęło złagodzone i tajemnicze.
W promieniach jego mdłych, rozlanych twarzyczka gospodyni nabierała nowego, bardziéj melancholicznego wdzięku kobiety niezrozumianéj — trochę nieszczęśliwéj, godnéj najgorętszéj sympatyi.
Czy taką chciała się tego wieczoru pokazać? nie wiemy. Pułkownik wszedł prowadząc za sobą nadrabiającego fantazyą, ale mocno poruszonego młodzieńca.
— Pani hrabina pozwoli mi sobie zaprezentować mego młodego przyjaciela, krewnego i