Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/594

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ślicznego morza. Na morze to patrzeć można wieki i nie nasycić się. Morze to w dali jest jakby ogromną szybą opalu, w którym słońce mieni się coraz nowemi barwami.... Bywa zielone jak łąka w maju, sine aż do czarności, lazurowe jak niebiosa, różowe, lilla, złote, — obszyte pianą jak koronką białą.
„Z po za drzew mignie ci raz niby skrzydło gołębie, to jak smaragdowa płaszczyzna, a na niém biały lub żółty żagiel łódki, któréj nie widać z dala. Zdaje się jakby to była jakaś żywa istota, bo się skłania, chyli, rozszerza, ucieka. Nad falami białe rybitwy unoszą się, ślicznie rysując się to na ciemném niebie, to na mrocznéj fali....
„Wśród takiego krajobrazu wystaw sobie Elizę, chodzącą z książką w ręku, a niemogącą czytać. Co spojrzy na kartę zamazaną farbą czarną, to jéj żal jaskrawego, pstrego obrazu życia.
„Było to w sobotę nad wieczorem. Miałam na niedzielę wracać do Genui, i wlokłam się tak ścieżynką między tujami i piniami, zadumana, smutna.
„Coś zaszeleściało, mignęło, naprzeciw mnie z bocznéj uliczki wychodzi mężczyzna, stanął jak wryty. Podnoszę oczy.... krzyknęłam — o moja Certo! — jak szalona rzuciłam mu się