Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jak ty tam sobie chcesz — zakonkludował mąż, — musimy być u księztwa, byłaby to buderya (bouderie) śmieszna....
Po namyśle pewnym Aniela widać sama się przekonała, że pewny stosunek z tym domem zawiązać było koniecznością. Pojechali tak, aby księztwa w domu nie zastać, wyrzucono bilety, a nazajutrz zaraz księztwo przybyli oboje.
Eliza miała tę wyższość nad swą nieprzyjaciołką, że wcale nie mniéj do niéj czując wstrętu, z wielką swobodą potrafiła go wesołém, poufałém obejściem się, nawet pewnego rodzaju serdecznością, niełudzącą nikogo pokrywać.
Aniela spotykając się z nią marszczyła się, bladła, była widocznie niespokojna, tamta się uśmiechała, narzucała, szydziła delikatnie, lekceważyła nieprzyjaciółkę, co jéj gniew zwiększało jeszcze. Odwiedziny księżny wzmogły go do najwyższéj potęgi. Eliza wbiegła wesoło, obie ręce wyciągając ku pani Zdzisławowéj, jakby do niéj była stęskniona, i jak gdyby żyły z sobą w największéj przyjaźni.
— A! jakże mi było pilno — zawołała — widzieć panią i mówić z nią o wspólnych przyjaciołach i znajomych.... Nie śmiałam się jéj pierwsza narzucać....