Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żona szepnęła mu coś na ucho, zrobił minę osobliwą, niedowierzającą.
— Przedewszystkiém — rzekł po namyśle — nie trzeba się w żadnym razie kompromittować. To rzecz główna. Ta kochana Lizia, znajdzie sobie...
— A! przepraszam cię, drugiego takiego... Hrabia się skrzywił.
— Nie rozumiem — to jakieś zaślepienie! rzekł. Bardzo go cenię, ale coś niesmaczniejszego nad ten klejnot — trudno mi sobie wyobrazić...
Spojrzał na zegarek, było mu pilno... Z lekka, w powietrzu pocałował żonę w czoło, ścisnął rękę jéj i pułkownika, i nócąc coś wyszedł z salonu, w chwili właśnie, gdy bardzo powolnym, mierzonym kroczkiem osoby, która nie widzi powodu, aby się do czego bądź w święcie śpieszyć potrzebowała — weszła innemi drzwiami hrabianka Eliza.
Wiemy już przez pułkownika, że była podobną do matki. Podobieństwo w istocie było uderzające, nie takie jednak, by znawca fizyognomij ludzkich, te dwie twarzyczki pokrewne sobie położył w jednym rzędzie, odrachowując różnicę charakteru, jaką wiek z sobą przynosi.
Twarz hrabianki miała więcéj dumy, pewności siebie, wiary w swe bóztwo, egoizmu, zuchwalstwa. Oczy patrzały wyzywając losy i naj-