Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lambert zbladł trupio — oddechu mu zabrakło w piersi.
— Powróciła do ojca! rzekł w myśli — A! moja matka, moja matka! jak ona to przeżyje! Stał chwilę jeszcze, ruszył się, zachwiał, i wolnym krokiem drzwi za sobą zamykając, poszedł do hr. Laury....
W progu zabrakło mu męztwa — musiał się wstrzymać, i nieprędko, namyśliwszy się, wśliznął się do pokoju.... Oczy matki czytały z jego twarzy nim przemówił — że stało się nieszczęście jakieś, którego ona nie umiała się nawet domyślić.
Lambert szedł milczący, zbliżył się, ukląkł u kolan matki, i pochwyciwszy ręce jéj zimne i drżące, począł całować.
— Mamo droga! męztwa.... wyjąknął.
— Co się stało? mów! mów!
— Nie ma jéj — musiała powrócić do ojca!
Hrabina odetchnęła....
— Jedź do niego! zawołała — jedź dopóki czas — ja — z tobą.
Chciała wstać i padła na krzesło.
— Czekaj — sił nie mam.
Jak trup blady na progu stawił się książę Ignacy.... Doszedł aż tu, ostatnich kilku kroków już nie mógł zrobić i wsparł się o ścianę. Oczy miał łez pełne.
Lambert od matki pośpieszył ku niemu....