Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Referent zajął swe dawne miejsce przy okrągłym stoliku, i westchnął, wspominając te czasy, gdy mu tu jeszcze nadzieja towarzyszyła. Sama jéjmość usiadła w pewném oddaleniu na kanapie, tuląc do siebie Basieczkę.
— Niech-no pani dziecko do drugiego pokoju wyprawi, szepnął referent — bo mamy z sobą do pomówienia....
Zarumieniła się pani Siennicka, lecz z poczciwéj twarzy referenta wnosząc, że nic nieprzyzwoitego nie ma na myśli, posłała Baśkę do kuchni.
— Otóż to tak — mościa dobrodziejko.... przemówił z powagą urzędniczą referent — otoż to tak bywa, gdy się furfantów dla gładkiego liczka bierze, a statecznym ludziom daje odkosza....
Siennicka pobladła.
— Niedługo się czekało, a już szydło z worka wychodzi — dodał urzędnik. Ten miły jéjmości mąż ma pokątne romanse na mieście.
— Zkądże znowu? jakże pan o tém wiedzieć możesz? to plotki!... zawołała oburzona jéjmość. Że płochy jest, to ja wiem, ale jednak....
— Jednak regularnie codziennie w pewnéj cukierni, w pokoiku osobnym, z pewną ładną młodziuchną panieneczką siaduje godzinami.... Wątpię, żeby z sobą pacierze mówili. A to co