Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

starego pułkownika pewnie, lecz żeby wprawy nie tracić i być zawsze sous les armes.
Żywo zbliżyła się do gościa, główkę nieco wychyliwszy ku niemu...
— A cóż, kochany półkowniku? odezwała się głosem, w którym jakby nałóg wesołego śmiechu przebijał się intonacyą. Byłeś wczoraj?
Rozmowa toczyła się francuszczyzną, kiedy niekiedy wyrazami pospolitéj mowy przeplataną.
Naturalnie, żem był — rzekł Leliwa zajmując miejsce przy kanapie, na którą z gracyą rzuciła się hrabina, — byłem i starałem się jeśli nie wybadać, to wyrozumieć. Hrabina wiesz, że ja tam jestem uważany jako przyjaciel domu, bo nieboszczyk mnie kochał i stara hrabina jest mi bardzo życzliwą. Zdaje mi się, że mnie tam mają za zupełnie nieszkodliwego, starego próżniaka... który resztki życia stara się znośnie przepędzić.
— Więc cóż? niecierpliwie przerwała hrabina Julia...
— Nie powinienem się mylić, dodał Leliwa: Lambert jest — zakochany, lecz...
— Co za „lecz!“ to wybornie, ja tego właśnie chcę — zawołała hrabina — tego mi potrzeba... Niech tylko zakochany będzie, reszta przyjdzie sama z siebie. Wierz mi, pułkowni-