Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Księciu się twarz uśmiechała, a pułkownik przerwał swą mowę westchnieniem głębokiém.
Urwał nagle i sposępniał.
— Cóż więc? co? wtrącił książę.
— Ten najśliczniejszy ze wszystkich projektów, najrozumniejszy, odezwał się pułkownik, trzeba chyba Boga prosić, aby przyszedł do skutku.
Tu przestał mówić Leliwa, potarł swe siwe najeżone włosy.
— Jako przyjaciel rodziny, miałbym na sumieniu, gdybym nie pośpieszył z przestrogą.
Szybko zbliżył się książę do niego, okazując niepokój.
— Zmiłuj się — cóż tam takiego? nastraszyłeś mnie...
— Matka podobno o tém nie wie, albo nie bierze tego na seryo, ale Lambert jest namiętnie rozkochany w dziewczynie, dla któréj istotnie głowę stracić można, w córce hr. Julii.
— Bałamuctwo może karnawałowe — plotki! rzekł książę.
— Jużciżbym o tém nie mówił, gdybym nie miał przekonania, że to rzecz niezmiernéj wagi, mości książę. Takiemu aniołkowi jak księżniczka Marta, téj istocie z niebios spadłéj, należy mąż, coby ją całém sercem mógł kochać, umiał ten skarb oszacować! Wydać ją za najzacniejszego w świecie młodzieńca, bo za ta-