Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Doskonała jesteś! odparła Eliza. Na chęci mi nie zbywało; nie miałam, wiesz czego? — odwagi.
— Ty? rozśmiała się panna Gertruda — ty?
— Ja. Są na ludzi i na emancypowane jak ja panny, chwile bezsilności; a taką była dla mnie ta, która nastąpiła po pamiętnym wieczorze. Rozpamiętywałam w skupieniu ducha jego dzieje, starałam się wywróżyć skutki. Duszę miałam po brzegi pełną czarnych smutków.
Weszły tak rozmawiając do pokoiku choréj, która głowę z wolna podniosła i uśmiechnęła się...
— Jakże tam teraz sędzinie?
— Zachciałaś hrabianko — zawsze jedno... po nocach nie sypiam... w kościach łamie, a ręka lewa i noga jak się nie poruszały, tak i teraz nie chcą.
E! już to ci doktorowie, prawdziwie powiadam!...
Sędzina miała zwyczaj wyrzekać na doktorów, ale nikt ich nie słuchał skrupulatniéj nad nią. Nowe lekarstwo zawsze zdawało się, że skutkowało — potém...
Rozmówiwszy się z chorą, dwie przyjaciołki poszły do pokoju Gertrudy... Nie wesoło tu było, bo na biedną tę istotę spadły wszystkie ciężary powszednich potrzeb życia, cała proza i rzeczywistość choroby i małéj zamożności —