Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Więcéj obawy niż pociechy widać było na twarzy siostry...
— To wiem, dodał Adolf, żem był niezręczny, i z tego się poprawić muszę.
Siadł potém w fotelu gość, i śpiewając cygaro dobył z kieszeni.
— A i tém się pochwalić muszę, że już w tym przeklętym hotelu brudnym nie stoję, dzięki szczodrobliwości twojéj. Mam wcale porządne kawalerskie mieszkanko, na dole w jednym domu...
— Gdzie? w jakim?
— Przypadkiem się tak złożyło, dodał z szyderstwem w głosie Adolf, że właśnie na piérwszem piętrze w téj saméj kamieniczce mieszka dobra znajoma Berta!
Aniela drgnęła znowu i usta się jéj ścięły.
— Przypadek, ale szczęśliwy, mówił Adolf. Miałem zawsze słabość do téj kobieciny...
Siostra poruszyła ramionami.
— Proszę cię, oszczędź mi zwierzeń ze swych słabości; wolałabym choć raz widzieć siłę twoją...
— Dałem dziś jéj dowód, rozśmiał się pan Adolf. Ale ja widzę, że kochana siostrzyczka z takim pessymizmem się zapatruje na czynności brata, iż żadna z nich w oczach jéj łaski nie ma.