bronzami i porcelanowemi obrazkami scen pasterskich, w fotelu wygodnym siedziała staruszka, z włosami siwemi, gładko przyczesanemi, czarno ubrana, czyściuchna, z twarzą piękną jeszcze, oczyma przygasłemi, uśmiechem smutnym na ustach. Małego wzrostu, dosyć otyła, blada, miała w całej fizyognomii wyraz spokojnej boleści, obudzającej współczucie. Niebieskie oczy pięknie oprawne, choć blask dawny utraciły, mimo wieku miały urok słodkiego, bojaźliwego nieco na świat wejrzenia.
Nie znając nawet dziejów książęcego domu, domyślać się było można, że przebyła wiele i okrutnych prób, że przebolała cicho losy ciężkie, wypłakała wszystkie łzy, a pozostała na świecie więcej z obowiązku niż dla przedłużenia krzyżowej drogi swego życia. Chociaż twarz staruszki usiłowała nie dać poznać po sobie tej przeszłości męczeńskiej, zostało na niej znamię jej, które się zetrzeć nie dawało.
Głowa jej i ręce trzęsły się ciągle, a to drżenie przykre, nieustające, zdawało się mówić o wielkich przebytych trwogach. Żadne środki lekarskie nie mogły zaradzić temu konwulsyjnemu drganiu, dla którego księżna Zofia (oprócz innych skłaniających ją do tego przyczyn) — zupełnie się świata wyrzec musiała.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/92
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
88