Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/524

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
178

— A wy? — zapytał de Bongi.
— Ja przybyłem potroszę dla wypoczynku, trochę dla skąpania się w życiu paryskiem. Biorą teraz ludzie kąpiele z wody, krwi, piasku, powietrza, ja kąpię się w mojem paryskiem błocie.
— A! paradnie! — rozśmiał się Bongi. — Dajże mi siąść przy sobie, bo wracam z Luwru głodny, nie jadłszy nic od rana.
Dawno z Wiednia?
— Kawał czasu! — rzekł baron. — Jechałem na Wiesbaden... Fantazya! Wystaw sobie hrabio, spotkałem się tam z obu nas interesującą tą śliczną, a biedną pułkownikówną Maholich.
Bongi z wielką żywością spojrzał na barona.
— I cóż? zmiłuj się? Co się z nią dzieje?
— A! no! wychodzi podobno za tego awanturnika, którego ścigają jako oszusta listami gończemi.
Bongi ręce załamał.
— Być że to może!
— Jest to łotr tak zuchwały... tak bezczelny...
St. Foix pochylił się do ucha hrabiemu. Wystawcie sobie że on tu jest w Paryżu, tu w tym hotelu, pod obcem nazwiskiem. Widziałem go