Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
117

Pomimo tych pozorów dostatku, don Esteban dla wielu był nie zupełnie jasną postacią, i ostrożniejsi unikali z nim poufnych stosunków.
Znajdowano, że wykształcenie jego wiele zostawiało do życzenia; był zręczny, roztropny, ale się zdradzał z niewiadomością wielu rzeczy, które w Europie do elementarnych należą. Szło to na rachunek amerykańskiego pochodzenia.
Roliny sąd o nim był surowy, znajdowała go naprzód, czem był w istocie, to jest okrutnie brzydkim, wyraz twarzy wydawał się jej dziki, nad umysłowemi jego przymiotami nie unosiła się też wielce, ale miliony, o których tyle mówiono, czyniły go znośnym, nawet ponętnym. Uśmiechała mu się, wdzięczyła do niego, tak naturalnie, tak żywo i niewymuszenie, jak do pięknego księcia Rudolfa i do Adama Morimera i — do innych wielu.
Miała już taką wprawę, taką moc nad sobą, że ta zalotność nic ją nie kosztowała.
Amerykanin wpadł do salonu niezręcznie trochę, nie szykownie, co znowu na obyczaj amerykański złożyła Rolina; przywitał się z nią podaniem ręki, drugim uściskiem z pułkownikiem i usiadł na wskazanem krześle, rozmowę zaczynając w sposób pospolity, od wieczoru u księżnej