ściwem, bo ulica liczy się do tych zacisznych, które jak staruszkowie do spokoju i życia regularnego trybu nawykły. Starym murom roztrzpiotanie się takie nie przystawało. Kamienica w której się to działo, wyglądała bardzo poważnie, prawie smutno. Zewnątrz miała tę barwę szarą, którą wiek mury przyobleka, fizyognomię nie dzisiejszą, taką, jaką w końcu XVII i XVIII wieku przybierały domy przyzwoite.
Budowniczy nie wysilał się, wznosząc ją, na oryginalność pomysłów; szedł posłusznie za formami przyjętemi i styl kamienicy godził się doskonale z całym szeregiem obok stojących sióstr rodzonych, mało co od niej młodszych i starszych.
Wszystkie one siedziały nachmurzone, posępne, w takich samych popielatych sukienkach, z jednakiemi powyginanemi ozdobami i połamanemi gzemsami, strojne w te same kwiatki, sznury i pilastry.
W takim domu można się było domyślać tylko ludzi spokojnych, niepotrzebujących wiele słońca, ani do zbytku powietrza — ale murów zacisznych, utrzymujących zimą ciepło, chłód latem, a w pośrodku miasta umieszczonych, z którem ich życie wiązało.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/10
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
6