Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
74JÓZEF WEYSSENHOFF

— Cóż pan powie o Falbance? — zagadnął mnie nazajutrz Podfilipski.
— Prześliczna! — odpowiedziałem — ładniejsza jeszcze zbliska, niż zdaleka; i — na śmierć w panu zakochana.
Pan Zygmunt nie uśmiechnął się nawet; zaledwie lekkie zadowolenie odbiło się na jego twarzy. Rzekł:
— Kobieta powinna być zakochana. Jeżeli ten, który ją... formuje, nie jest potworem ani idjotą, doprowadzi ją łatwo do tego stanu. Jest to suggestja, potrzebna do działania na kobietę. Jak panu zawsze mówię — trzeba jej odjąć indywidualność, to jest okrzesać ją z różnych niepotrzebnych zachcianek, nierozumnych aspiracyj, skoro te nie należą do modelu, według którego chcesz ją sobie urobić. Falbanka była dawniej podobna do pani Elizy: także nieszczęśliwa, sentymentalna — tylko nie umiała sobie poradzić. Że ją znam od panieńskich czasów i jest mi bardzo sympatyczna, więc pomyślałem: dajmy jej ten kierunek, którego sama sobie nie nada, weźmy ją w palce i ulepmy sobie przyjaciółkę na obraz i podobieństwo swoje. Inaczej byłaby niewykończoną lalką, mogłaby też wpaść w czyje niezgrabne i brutalne ręce. A teraz kobietka miła, i prawie, że umie obracać się w życiu niezależnem, wydaje się prawie osobą — co? A żeby ją pan widział dawniej, zanim zacząłem się nią zajmować! Nieśmiała, niezaradna, bez najmniejszej cranerie, niezbędnej w jej położeniu. Teraz coraz lepiej.
Dobrze, ale co będzie później? — zapytałem.