Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
58JÓZEF WEYSSENHOFF

— Może za często? — odrzekł starszy brat, i twarz jego przybrała szlachetny wyraz cierpienia.
— Ależ Alinko! — ale mój Zygmuncie! — łagodził Tomasz.
Nie powiedziano już nic więcej. Pani Alina wcześniej poszła do swego pokoju, i pozostaliśmy we trzech.
Miałem tu nową sposobność podziwiania taktu i smaku Zygmunta Podfilipskiego. Jego wybornie wychowana dusza nie znosiła przykrych starć, a potężny umysł umiał zawsze opanować zły humor lub niesmak. Skoro doszedł do wniosku, że bez tak zwanej „sceny“ byłoby lepiej albo piękniej, omijał scenę. I wtedy zauważył może zbytni nacisk, położony na swoje potrzeby, w domu, bądź co bądź, cudzym, chociaż braterskim i zobowiązanym tylu dobrodziejstwami; chciał mi dowieść, jakim być umie i jak wszelkie jego czyny i słowa nie są rezultatem przypadku, lecz namysłu.
— Tomku! każ dać wina — tego, co ci przywiozłem z Francji — pogawędzimy trochę. Poco sobie psuć krew napróżno? Z kobietami, nawet najmilszemi, nie można rozmawiać poważnie. Kto nawykł do filozofji, wie o tem. Ale myśmy ze sobą niejedną już kwestję przenicowali i tak i napowrót — prawda, panie? Pan jest młodszy, ma pan często poglądy, które i ja miewałem dawniej, nie zawsze bywamy jednego zdania, ale ostatecznie wyświetli się nam przez dyskusję niejedno — prawda?
Stał się odrazu miłym i podniosłym.
— Teorji nie można wypowiedzieć nagle, bez po-