Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO45

— Już ten Tomasz ostatecznie dostał bzika. Najprzód zadaje się z taką hołotą, że, mówię panu, trudno z nim mieszkać. Ja przecie sam nie stronię od tak zwanej „inteligencji“, ale od prawdziwej, umiejącej żyć, nietylko bazgrać liche książki i pić piwo. A naprowadzają się do hotelu, w którym wspólny mamy salonik, tacy oberwańcy, że... No, ale mniejsza jeszcze z tem. Posłuchaj pan, jakiego mi splatał figla.
Przychodzi do mnie bankier, mój dobry znajomy, z którym niejeden miewałem interes, i pyta, dlaczego ja odmówiłem mego udziału w puszczeniu w obieg nowych akcyj tramwajowych? Ja? jako żywo, nikt mi o tem nie mówił! — „No, no — odpowiada bankier, (a ma takie oczko jedno mniejsze od ciągłego mrugania) — już to pewno panu obiecał kurtaż mój współzawodnik“ — inny tam jakiś, którego przedsiębiorstwo jest wręcz przeciwne. Nie będę zresztą panu tego tłumaczył, ale niech pan posłucha dalej. Zdziwiony i niezadowolony, tem bardziej że dbam o tego bankiera (bardzo porządny i solidny człowiek), dochodzę do takiego odkrycia. Przysłano do mnie nieznajomego agenta, który, spytawszy o pana Podfilipskiego, zastał w hotelu Tomasza i, zamiast do mnie, udał się do niego z propozycją. Chodziło o zareklamowanie, o przemówienie do kilku znajomych mi wpływowych osób. Ofiarowano mi 30.000 marek, które można było wziąć poprostu za nic i to w przeciągu tygodnia. Interes zresztą doskonały, oparty na rachunku, na firmach poważnych itd. No, a ten idjota Tomasz odpowiedział, że się nigdy