Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO31

Nie odpowiadałam wreszcie nic, ale ostatnim razem...
Nie opowiem panu szczegółów — dość, że wyjechałam.
Zarumieniła się od wyznania, czy od wspomnienia obelgi. I we mnie zawrzało instynktowe oburzenie mężczyzny na zniewagę, wyrządzoną kobiecie. Rzekłem:
— Teraz rozumiem lepiej, a współczuję pani jeszcze silniej.
— Nie: jeszcze pan nie rozumie. Ale żeby pan był posiedział, tak jak ja, pół zimy i wiosnę, i pół lata w Nastówce na Polesiu, posiedział tak z kobietą nienawistną sobie, jak ja z... tym panem! Nawet niepodobna, aby pan sobie to wyobraził; mężczyźnie takie położenia nie zdarzają się: wolno mu też uciec od nich, bronić się. Nam nie wolno: zanim poznają sprawę, okrzyczą skandal. Ale ja już i na to zdecydowałam się. Jabym drugiej takiej wiosny, jak tegoroczna, nie przeżyła. Wygląda to na frazes, a jest tylko straszną prawdą. Czy wie pan, że mam kilka siwych włosów na skroni? To pamiątka tej wiosny.
Pochyliła ku mnie śliczną głowę, oprawną w jasny, gruby warkocz — i wionął od niej zapach włosów, najsubtelniejszy z kobiecych zapachów. Z wysiłkiem utrzymywałem się w roli poważnego doradcy.
— Psychologję rozumiem już wybornie, ale praktycznie co będzie?
— To jeszcze tajemnica, ale ja panu powiem, bo nie chcę, aby pan o mnie źle sądził. Tylko pan będzie pamiętał, że to do czasu tajemnica.