Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO115

Zbarazki zabrał Podfilipskiego i mnie do swego breku.
— Ależ te twoje konie są z żelaza — rzekł pan Zygmunt — od kiedy trzymasz je w zaprzęgu?
— Wysłużyły się dzisiaj — odpowiedział Fred — bo wiesz, że woziłem Falbankę po Łazienkach? — Potem ona mi znowu wzięła brek na parę godzin i odesłała tutaj. Ja przyjechałem dorożką. Ale co się stało Falbance? jakaś niespokojna, wzdychająca...
— Eh, z kobietami niewiadomo nigdy; czasem są wesołe, dlatego, że pogoda, a czasem smutne, także dlatego, że pogoda.
Jechaliśmy, jak wiatr, mimo ciemności.
Odezwał się Zbarazki:
— Dobrze dziś było w Ustroniu, prawda? A jakie też ta pani Eliza ma włosy!
— Sławne włosy — odrzekł pan Zygmunt.
Pędziliśmy teraz, wymijając liczne jeszcze dorożki, przez Nowy Świat.