przedmiot, z imienia na imię, wyciągał ze mnie wszystkie nowiny partyjne. Przytem od czasu do czasu. wyjmując z kieszeni zegarek, mruczał: „Hm. hm., czy zdążę?“
Wreszcie zdala zabielały mury kościoła w miasteczku pogranicznem, a w pobliżu przy skręcie drogi ukazały się czarne ściany kordonu z zielonym wojakiem na warcie. Trochę w bok od miasteczka ukazał się malutki komin fabryczny, oddzielony od zabudowań miejskich wąskim strumieniem. Była to siedziba towarzysza X.
— Słuchaj! — zawołał nagle X. — przyszło mi na myśl, że lepiej będzie, gdy nas razem nie będą widzieć w miasteczku. Kto wie, co będzie, może transport z czcionkami nie przejdzie szczęśliwie, może przemytnika złapią, może wyśpiewa odrazu, że niósł do mnie, po co i ty masz być w to zamięszany. Nie, nie chcę tego! Urządzimy tak. Ja zajadę do miasteczka... Nie, lepiej ty jedź do miasteczka, zapłać woźnicy zaraz w początku zabudowań, tam będzie uliczka na lewo, raczej droga... o widzisz, stąd ją widać, prowadzi do fabryki. A może jeszcze lepiej jedź odrazu do pani Z., to dla ciebie najbezpieczniej. Co? Ale dla niej niewygodnie, będzie potem musiała kłamać przed ludźmi i ja jej nie uprzedzałem, że ktoś u niej być może...
I kręcił się niespokojnie na wozie, mrucząc: „może lepiej nie zaczepiać? co?“ — pytał sam siebie. Widocznie tłoczyły mu się w głowie kombinacye w takiej ilości, że nie mógł się zatrzymać na żadnej z nich.
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/067
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.