Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uzbrojonych ludzi sprawiły na mnie silne wrażenie. Wyglądało to na małą wojnę. Tymczasem spotkaliśmy raz jeszcze konnych z latarkami, szukających czegoś na drodze, i mój Żmudzin raz jeszcze splunął energicznie i odwróciwszy się do mnie, flegmatycznie mówił:
— Psy, śladów szukają! Psy, czyste psy!
— Śladów? — pytałem zdumiony. — Ależ na drodze tych śladów jest mnóstwo!
Żmudzin nie mógł mi tego wytłómaczyć, zbyt źle mówił po polsku, a ja znowu nie umiałem po litewsku.
Wkrótce jednak wytłómaczył mi to jeden z żołnierzy tej samej straży pogranicznej. Spotkałem się z nim w karczmie, przy której zatrzymaliśmy się, by dać koniom odetchnąć. Poczęstowany papierosem i kieliszkiem wódki, zaczął mi opowiadać o swojem życiu.
— Ciężka służba, psia, ani dniem, ani nocą spoczynku niema. We dnie na linii, a w nocy w sekretach. I dobrze, kiedy ładna pogoda, a w deszcz i wiatr w lesie straszno i hałas taki od szumu drzew, że nic poza tem nie słychać, no, i przespać też się chce. A tu pilnuj i pilnuj, jak ślad jaki na ciebie, a nie złapałeś, to cię nie pogładzą, albo jak pogładzą, to zębom nie bardzo zdrowo od tego głaskania, dodał, śmiejąc się z własnego dowcipu.
— Jakie ślady w lesie? — pytałem.
— Nie w lesie, a na drodze, a droga na noc zabronowana, więc kto w poprzek drogi od granicy przejdzie, ślad zostawi. A tam starsi z latarką po drodze biegają, gdzie ślad