Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 04.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No! myślicie tam kończyć z nimi? spytał żółciowo się śmiejąc Hubka.
— Nie, proszę pana, na odwagę się zebrawszy zawołał Kasper, ani z panem, ani z niemi, wola Boża! będziemy biedę klepali.
To mówiąc mimo że spekulant znowu coś rozpoczynał, Myliński rad że papiery pochwycił, dopadł wózka i uciekł.
Hubka długo stał w środku pokoju zamyślony, potoczył się do butelki w kącie, napił, odetchnął, ruszył ramionami i wyciągając pięść w stronę Zakala krzyknął:
— Czekajcie niegodziwcy! zobaczymy kto kogo zmoże!