Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 04.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyjątkiem, a jak uważam, Litwa u was tu ma sławę starej poczciwości i siedliska cnót dawnych, tamby ich może szukać wypadało. To pewna, że kółko w które wpadłem, wiele mnie zawiodło.
— A! panie! zawołał plenipotent, owe stare czasy, od których tak miła prostoty i świętości woń zawiewa, nigdzie się już podobno nie znajdą, próżnoby ich po świecie szukać. Zepsucie poszło z góry jak idzie każda zgnilizna dotykając z kolei tych warstw, które pierwiastkowo nie były jego przyczyną. Powiedzmy to sobie że ludzkości pozostało wielkie zadanie, nie odszukania tego co zgasło, ale stworzenia czego braknie! Ja jednak czuję że starej Europie koniec!
— Oh! oh! ofuknął się Bal.
— Słówko tylko, dokończył Parciński, wszystko i ludy i kraje i całe świata przestrzenie odrębne mają losy swoje. Patrz pan co się dziś dzieje z kolebką cywilizacji, ze wschodem: jest to trup, sparaliżowane ciało bez żywota, co dycha tylko, bo całkiem zgnić nie mogło jeszcze. Toż samo czeka wprędce Europę, nie powiem kiedy, alem tego pewny. Już prąd emigracyjny pędzi z Europy energiczniejszą ludność ku młodej Ameryce, kędy się całkiem może nowy wyrabia żywot, nowa era bytu ludzkości: kto wie, co będzie za kilka wieków? Dzicz, pustynia, step, ruiny, a na nich uczeni z Kanady lub Oregonu rozmierzający gruzy i restaurujący Strasburgski Münster i Paryzką Magdalenę!
Nie jestem pewny czy pan Bal zajęty procesem swoim z Mylińskimi, dobrze zrozumiał Parcińskiego, ale to pewna, że po kilkakroć ramionami dźwignął, usta otworzył, okręcił się i rozpoczął znowu o tem co go daleko więcej korciło od losów Europy.