Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 04.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do zbutwiałych papierów, ostatniej reszty dawnej swej zamożności, żeby sobie wytłumaczyć bojaźń i niespokój Kaspra. W Owruckiem u wielu rodzin trwożliwych o zachowanie swoich aktów, często je znajdziesz poukrywane w ulach, barciach, po dziuplach starych drzew, zakopane w garkach w ziemi, w tysiące szmat poobwijane. Obcemu dotknąć ich nie wolno; zapytać, jest to już obudzić strach paniczny. Kasper, któremu ojciec na śmiertelnej pościeli polecił żeby pilnie zachowywał papiery jako jedyny ślad majątku który kiedyś odzyskać mogli, obawiał się o nie tak, że co kilka tygodni innego na swój kuferek szukał schronienia. Można więc wyobrazić sobie jego przestrach, gdy mu rządca wspomniał papiery.
— Papiery się po ręku roztrzęsły, rzekł nareszcie, tam trochę, tu trochę, nie wiedzieć gdzie ich szukać.
— Szkoda, zapalając fajkę dorzucił Hubka, bo jabym może tego Bala potrafił przydusić i odzyskać wasze. Żal mi was nieboraków że tak giniecie, dobrzeby wam i tysiąc rubli wziąć.
Rzuciwszy to słówko powstał i udając że nic więcej nie ma już do powiedzenia, począł się zbierać do odjazdu.
Kasper stał jak wkuty, rozmyślając, wahając się i bojąc. W tej nędznej chatce, chorej żonie, dziecku i jemu trochę pieniędzy tak były wielkiem dobrodzejstwem, trochę spoczynku takiem szczęściem, trochę niezależności tak wielką nadzieją!
Ale ubogi przywykł się lękać. Jego zastrasza wszystko, czuje że nieprzyjacielem mu świat cały, począwszy od wichru chłodnego który go smaga nie patrząc na zdarte szmaty odzienia, aż do człowieka co go prześladuje nie mając litości nad jego nędzą.