Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 04.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ II.

Codzienne sprawy.

Nazajutrz wśród najrozkoszniejszych dumań o planie angielskiego ogrodu mającego dom w Zakalu otoczyć, gdy pan Bal zakasawszy poły, w zapale przesadzał płoty, utykał kołki i budował w myśli altanę nad urwiskiem u Horynia brzegu, Parciński przyszedł z papierem.
Nauczył się już nasz pan Erazm co to papier na wsi znaczy, na widok jego wstrzęsa się człowiek, blednieje, cofa, jakby na węża nadeptał. Papier nie przynosi nigdy nic dobrego, zawsze złe zwiastuje, jest to poseł kłopotów. Czarne na nim gzygzaki, szatańskie, tajemnicze zawierają groźby.
Wśród objadu odbiera apetyt, wśród przechadzki zasłania widok, uciechę zatruwa przeczuciem!
— Co to jest? zapytał z przestrachem kupiec, czy znowu?
— A znowu, rzekł Parciński.