Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 04.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tęsknotę; jestli to do wytłumaczenia fizjologicznie, czy pozostanie zagadką? rozwiązać tego nie potrafię. Staś także choć trochę z życiem wsi pojednany, więcej może wzdychał niż w zimie; i chodził na dalekie przechadzki, których pozorem tylko było polowanie, celem — marzenia i dumy.
Od czasu przygody w kościele nikogo nie widziano z sąsiedztwa, stosunki z niem zdawały się zupełnie zerwane; bolało to starego, pojechał raz do Brogów, nie zastał nikogo, zaprosił pana Teofila, nie odpisano i nie przybył, widocznie cały ten światek usuwał się od nowoprzybyłych.
Dankiewiczowie nie oddali mu odwiedzin, Hubka nawet wzywany dla interesu, nie przyjechał. Pan Bal mocno to uczuł, ale pokrył milczeniem; ani żonie, ani nikomu z rodziny żadnych nie dozwalając robić przypuszczeń i wniosków.
Złe drogi, rozlane wody nie dozwoliły być w kościele, później mężczyźni tylko sami dostać się potrafili do miasteczka, i znowu nikt się z niemi ani przywitał, ani ich chciał widzieć. Kupiec znosił to silnie dotknięty, ale cierpliwie, Stanisław wrzał z gniewu i czekał tylko zręczności żeby się z pierwszym lepszym zetrzeć.
Zerwanie stosunków z panem Teofilem pociągnęło za sobą usunięcie się hrabiego, który nie mając już nadziei wydania córki, czuł potrzebę wziąć stronę swego kuzyna.
Jakkolwiek to sobie tłumaczyć było można, w ogólności jednak postępowanie sąsiadów dla państwa Balów było niepojęte, nie domyślali się bowiem, by czem obrazić mogli sąsiadów i nie przypuszczali plotek, które