Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 02.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu pomocnik rozpiął mundur, wysypał na stół plikę papierów i począł w nich szukać. — Najprzód, odezwał się, sprawa o przetrzymanie Petra Sokolniczyka, włościanina ze wsi Piwarowa, klucza książąt Radziwiłłów, którą kazano prześledzić,
— Któż to ma prześledzać.
— A to ja!
— Więc to się mnie nie tycze.
— Przepraszam pana, odparł pomocnik, bo jeżeli się okaże że włościanin był przetrzymany w Zakalu, to sztrofy wyniosą do tysiąca rubli.
— Ale cóż ja teraz winien, kiedy to się działo nie za mnie?
— U nas odpowiada majątek, a pan sobie będziesz szukał od kogoś go kupił, uśmiechnął się pomocnik.
— Byłże ten włościanin przetrzymany?
— Albo był przetrzymany, albo nie był, odparł przybyły, podnosząc wargę, to się różnie może okazać.... Powtóre...
— A jest i powtóre?
— Za należną bankowi a nie opłaconą ratę mamy polecenie licytować i opisywać majątek.
— Co pan mówisz?!
— Tak jest, zimno rzekł pomocnik, hrabia nie opłacił.
— Cóż to za roztargniony człowiek! zawołał Bal, nie przypuszczając nic więcej nad roztargnienie.
— A cóż na to poradzić?
— Zapłacić najprzód, potem.... pan dobrodziej powinieneś wiedzieć...
— Wieleż wynosi rata?
— Dwa tysiące trzysta sześćdziesiąt rubli, kopiejek czterdzieści, nie licząc peny.