Pierwszego dnia wszystko rozczulało podróżnego naszego, który rzadko wprzódy za miasto wyjeżdżał, a nigdy na nim wieś takiego jak teraz nie robiła wrażenia. Zachwycał go wschód słońca, o którym słyszał z tradycji, ale go za kamienicami widzieć nigdy nie mógł; brzęk komarów jesiennych, w którym znajdował pewną harmonją; zapach wypalanych ogrodów nawet i zeschłych liści, który mu się wydawał wonią zachwycającą; cieszył się dzwonkiem kościółka odzywającym zdaleka, kłaniał przechodzącym ludziom z uprzejmą grzecznością, uśmiechał do pokazujących wśród chmur lazurów niebieskich.
Nikt niestety tych jego uniesień nie podzielał prócz Lizy, która pomimo niespodzianego smutku, ciekawiła się na wszystko, wyglądała i której podróż wydawała się zajmującą zabawką.
Szło to wszystko jako tako dopóki byli w kraju ludniejszym i przywykłym do podróżnych, nie doświad-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 02.djvu/033
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III.
Podroż do zaklętej jabłoni, do jabłka złotego.