Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 02.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choć jeszcze się lepiej trzymają, bo z połowę ich w ziemię wsiadło, prostują się jak mogą, tynk tylko jakoś z niemi pogodzić się nie umiał. Gdzieniegdzie obalił się kupą gruzu, lub poodstawał wielkiemi wydętemi brzuchami. Oprócz poważnego ganku w pośrodku wspartego na nowszych słupach sosnowych, według zasad architektury nieznanej, wydętych w pośrodku bardzo widocznie, domostwo miało po czworo okien z każdej strony i dawniej uchodzić mogło za bardzo obszerne. W szczęśliwych bowiem czasach, których już mało kto pamięta, goście nie potrzebowali osobnych pokojów, spali sobie pokotem, a bawili się wyśmienicie szturchając łokciami. Te cztery okna z obu stron głównego wnijścia już się bardzo zbliżyły ku ziemi, ale jeszcze miały wszystkie maleńkie szybki popalone i okiennice z sercami, acz podpierane kołkami na dzień i na noc, bo ani zamknięte, ani odemknięte na miejscu wytrwać nie mogły i zostawione sobie miały zwyczaj kołysać się i piszczeć nieznośnie choćby nawet wiatru nie było. Jeden z rządców Zakala, którego żona była bardzo nerwowa, z przyczyny, iż służyła u księżnej R... zafundował do wszystkich okienic drągi, które dotąd służyły.
W pośrodku była sień ogromna na przestrzał ze wschodami na strychy, pod któremi od bardzo dawna stał wielki magiel z resztkami młyńskich kamieni. Na prawo i lewo było po dwoje drzwi wiodących do pokojów, przestrzałowe wychodziły na ogródek, ale się od dawna nie zamykały.
Na lewo przez pierwsze wchodziło się do zajętych izb przez teraźniejszego pana rządcę; były to jeszcze dość pokaźne komnaty, ale już bez cech starożytności; bo w nich sufity płócienne zamieniono na tarcicowe,