Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzie? szczęśliwa kobieto! ani ci się śniło! ani ci się marzyło. — Witam dziedziczkę Zakala! kupiłem dobra! dobra książęce! dobra za bezcen... cztery wioski... klucz.. jedziemy na wieś! Familja starożytna Balów powraca do pługa i roli!
Słowa te wymówione były z takim zapałem, a przytem tak szybko, tak nieporządnie i z tak gwałtownemi ruchami, że w pierwszej chwili cofnęła się Ludwika, załamała ręce, bo jej przez myśl przebiegło, że mąż mógł dostać pomięszania. Stanisław zbladł jak chusta.
— No! cóż! stoicie jak mruki! nikt mi nie winszuje? zrobiłem interes ogromny! złote jabłko! złote jabłko! dobra za pół ceny! miljonowe! Com marzył, tom dokonał, wyprzedaję się i wynoszę na wieś?
— Ale na Boga! drżącym głosem odezwała się żona, godziłoż się tak bez poradzenia się kogo z nas, losem wszystkich rozporządzać? tak niespodzianie, tak gwałtownie!
— O! ba! bylibyście mi odradzali, przeszkadzali, niedowierzali, a tak zapadła klamka i rzecz skończona... powiadam wam, jedziemy na wieś.
Po twarzach przytomnych widać było jak ta wieść wielkie, silne i niemiłe zrobiła wrażenie, Stanisław spuścił oczy i dumał ponuro, nie śmiejąc się słowa odezwać, Strumisz był osłupiały, Lizia uśmiechając się z przymusem zbliżyła do ojca, Balowa stała ze załamanemi rękoma i poglądała na męża.
To milczenie, podziw, nieufność jakoś coraz silniej draźniły pana Erazma, który jakby wszystko chciał razem wypowiedzieć, począł trzepać.
— Majątek przepyszny... złote jabłko! in crudo... ziemia glinkowata ale nigdy nie zawodzi, wydatki ogro-