Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie raczyłby się ku niemu odwrócić i ruszałby ramionami na tych coby się ku niemu gapili....
Nie witając więc nikogo, nie oddając ukłonów nawet które go spotykały, dostał się do zajezdnego domu Gerlacha na Krakowskiem przedmieściu.
Tu nie meldując się wszedł do wielkiego salonu, poprzedzonego przedpokojem i z uśmiechem poważnym na ustach zbliżył się do siedzącego za stołem szpakowatego mężczyzny.
Nim będziemy mieli przyjemność powtórzyć część rozmowy między hrabią Janem Braciborem Sulimowskim a naszym adwokatem, musimy wprzód przedstawić czytelnikom zacnego potomka wielkiego domu Braciborów.
Nie jest mi spełna wiadomo, czy to był tak bardzo wielki dom za jaki chciał uchodzić w swojej prowincji, to pewna, że przydomek dosyć pięknie brzmiący i od lat kilkuset zamieszkanie w jednem województwie, dawnem Wołyńskiem, czyniło familją Sulimowskich w oczach szlachty czemś tak wyższem, że jej bez sporu i drwinek pozwolono w końcu XVIII. wieku nie wiedzieć gdzie schwytany przybrać tytuł hrabiowski. Przez lat też pięćdziesiąt z górą pisząc się hrabiami Sulimowscy, byli już najpewniejsi, że ich komesostwo sięgało nieścignionych pamięcią czasów.
W ogólności byli to ludzie dumni, ale popularni, z tą grzecznością dla wszystkich uważanych za niższych, która więcej odpycha niż pociąga, ale do której przyczepić się niepodobna. Sulimowscy przez procesy, chciwe kupna niefortunnie poczynione, zapędzające ich w długi, i różne niewyliczone okoliczności, zaszargali się bardzo, ale mieli jeszcze w ręku całą prawie for-