Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Heliodora, przeciwnie, obawiała się ich i za każdym wykrzykiwała coś stłumionym głosem, na pół omdlała, przechylając się w objęcia litościowego Zoriana. Radca drzemał...
Francuz stał zamyślony, jakby go wesołość niedawna opuściła nagle. Ewaryst był u boku Zoni, która mu rękę położyła na ramieniu
— A! gdyby litościwy który uderzył teraz w nas dwoje! Co za śliczna, wesoła śmierć, Ewaryście! — zawołała kłoniąc się ku niemu.
— Ale pioruny są nielitościwe i głupie — dodała — biją w drzewa, trzaskają w wodę, mordują tych co by żyć chcieli, a żaden nie przyjdzie gdzie go biedny, znękany woła!
Deszcz powoli ustawać zaczynał i niebo się odsłaniało na jaskrawo malowanym zachodzie. Czas i potrzeba było powracać do miasta...
Zonia sama jedna z Ewarystem siadała do najmniejszego powoziku, chciała być z nim. Radca śpiący, z żoną i Zorianem zabrał się do drugiego, w trzeci siedli Komnacki i Francuz, który zdawał się niezmiernie znużony, ale zarazem szczęśliwy.
Pan Euzebiusz, żartując sobie z jego upojenia, bo tak tłumaczył dziwny wyraz twarzy, rzekł mu wsiadając.
Wiesz panie Henryku, wydajesz mi się tak, jakby w ciebie jeden z tych piorunów uderzył!
— Kto wie? — odparł Henryk — może!!
Uśmiechnęli się, lecz na tym pytaniu i odpowiedzi skończyła się ich rozmowa, dojechali do Kijowa, nie przemówiwszy już do siebie; Francuz udawał drzemkę...
Nic potem nie zmieniło się w życiu Zoni i Ewarysta, nie można było w niej dostrzec najmniejszego śladu myśli, które sobie karmiła. Okazywała tylko czułość nadzwyczajną dla Chorążyca i była momentami zadumana..
Jednego wieczora poskarżyła się na ból głowy przy herbacie.
— Wiesz, idź ty na dół do siebie — odezwała się do Ewarysta — ja się położę...
To mówiąc objęła go, uścisnęła z całych sił, gorącymi usty dotknęła czoła i dodała.
— Dobranoc.
Chorążyc zszedł na dół, nakazując milczenie ludziom.
Gdy wstał rano, wchodzący sługa na zawołanie wydał mu się tak zmieszanym, że go to uderzyło.
— Co ci jest?
— Nic mi panie...
To mówiąc zająknął się, schylił i po pewnym namyśle, rzekł.
— Pani nie ma.
— Jakto, nie ma? poszła na spacer? któraż godzina? — spytał Ewaryst.
— Nie, proszę pana — służąca powiada, że pani wyszła jeszcze wczoraj wieczorem, gdy się pan położył i nie powróciła.